Żeby zrozumieć boks, trzeba zrozumieć ludzi, którzy walczą - to zdanie przyświecało mi, kiedy poznawałem ich kolejno. Pięściarzy, ich rodziny, trenerów, promotorów, ekspertów, sędziów i organizatorów gal. Byłem człowiekiem z zewnątrz. Nie jestem dziennikarzem od sportów walki, raczej nie można spotkać mnie na galach. Niektórych odwiedzałem w domach, niektórych na sali treningowej, czyli w pracy. Miałem wielką przyjemność poznać polskich mistrzów świata, Europy oraz tych, którzy mierzyli się o te tytuły. W książce "Zrozumieć boks" znajdziecie zarówno tych koronowanych (Włodarczyk, Michalczewski, Guzowska), jak i tych, którzy choć powinni, to nigdy nie dostąpili takiego zaszczytu (Gołota, Zegan). [...]Sukces sportowy i głośność nazwisk nie były jednak kluczem doboru rozmówców. W "Zrozumieć boks" pada jasno: "mistrzowie są zawsze w mniejszości". I są to słowa, które możemy chyba odnieść do każdej dziedziny życia. Możemy w przeróżny sposób zakłamywać rzeczywistość, ale większości z nas się nie udaje. Nie znam nikogo, kto jest dzisiaj z dziewczyną, której miał plakat nad łóżkiem. Gdybyście 18 lat temu zapytali mnie, czy wolę pisać o piłce, czy w nią grać, odpowiedź mogłaby być tylko jedna. Nie udało się, udało się coś innego i pewnie wyjdzie mi to nawet na dobre. Odnieśmy to do boksu. Przemek Saleta powiedział mi, że samo przejście na zawodowstwo w boksie niczego nie gwarantuje. "Ileś lat temu senator McCain stworzył komisję badającą przepływ pieniędzy w komisji bokserskiej stanu New Jersey. Okazało się, że 97% wszystkich zgromadzonych w ciągu roku środków trafia do 2% zawodników. Kwoty przemawiają do wyobraźni, ale zawsze to nazwiska sprzedają walkę". Otóż to. Dlatego tylko totalny ignorant śmiał się z Krzysztofa Zimnocha, gdy ten przegrywał z "facetem, który czyści zbiorniki wodne" albo z "facetem, który jest pielęgnierzem". Tylko totalny ignorant nabijał się z Andrzeja Fonfary, kiedy ten został znokautowany przez pracującego na budowie Smitha Juniora, czy z Artura Szpilki, gdy ten uległ złotej rączce z banku - Bryantowi Jenningsowi. To, że Szpilka, Zimnoch i Fonfara mogli w pewnym momencie swojego życia skupić się tylko na treningu, nie oznacza, że zawodowcy przegrali z amatorami. Bo bywa, że tacy "amatorzy" to mistrzowie świata, bo to ci "amatorzy" tworzą prawdziwszy obraz boksu. Talarek, Rumiński, Werwejko. Ludzi godzących treningi z pracą po prostu w boksie jest więcej i nie można o nich zapominać. Tak jak o tzw. journeymanach, którzy toczą sporo walk w różnych częściach globu i co do zasady mają przegrać. Ale wcale nierzadko wygrywają - jak Bartek Grafka.Mistrzem będzie pewnie Fiodor Czerkaszyn, pewnie nie zostanie nim za to Jordan Kuliński. Ale może Jordan wychowa mistrza świata jako trener, a Fiodorowi coś po drodze pójdzie nie tak? Nigdy się tego nie wie, szczególnie w boksie. Kontuzje, złe towarzystwo, ciężki nokaut. Czasem decyduje jeden cios, jedno zdarzenie. Andrzej Wasilewski nie ma wątpliwości, że Rafał Jackiewicz nie był już tym samym zawodnikiem po potężnej bombie od Delvina Rodrigueza. Rafał wygrał, walczył o tytuł, był mistrzem Europy, ale ani razu od tamtej nocy nie podjął już całkowitego ryzyka. Andrzej Wawrzyk ledwo przeżył wypadek samochodowy, miał walczyć o mistrzostwo świata, aż tu nagle w jego odżywce znaleziono zakazany środek. Wilder przewraca wszystkich po kolei, Andrzej prężnie rozwija firmę. Dobrze czy źle na tym wyszedł? Hubert Kęska